czwartek, 28 kwietnia 2011

Mierz siły na zamiary albo odwrotnie

Jak wspominałam, w Wielkanoc miałam gości. Gości, których bardzo lubię, cenię i szanuję. Przyjechali ledwie na cztery dni, chcieli zobaczyć wszystko, i starałam się im zapewnić niezapomniane wrażenia. Chyba nie zapomną... tylko niezupełnie o takie wrażenia mi chodziło.

Bo Moskwa jest duża. Nawet bardzo duża, bym rzekła. Ma duże ulice, długie przejścia między stacjami metra, olbrzymie place, wielkie parki. Jest hałaśliwa. Żeby ją zwiedzać, trzeba mieć wygodne buty, sporo czasu i niezłą kondycję. Ona jest męcząca, szczególnie, jeśli człek spięty, bo "zaraz go milicja zatrzyma" albo "zaraz go w metrze wysadzą". A ja... ja potrafię być lekko autystyczna i czasami trudność mi sprawia zmiana misternie ułożonego planu. Przeczołgałam więc Gości, przekraczając ich granice wytrzymałości.


A było nie chcieć "wszystko"..

1 komentarz:

  1. Stary to problem czy chciec malo i siedziec na laurach , czy aspirowac wyzej i miotac sie z nieuniknionymi porazkami po drodze .
    Gosc natomiast w naszej kulturze, to... gosc w domu , Bog w domu , to zastaw sie , postaw sie. Jesli o goscia chodzi to nie ma siedzenia na laurach , nie ma malo , zawsze musi byc naj………. Problem w tym ze sytuacja taka stwarza stresy , szczegolnie przy polskiej nieumiejetnosci luzu . Pora chyba by gosci zaczac traktowac jak normalnych smiertelnikow i cenic bardziej czas “ razem “ , niz umyte okna , zastawione stoly , czy wspaniale atrakcje .

    OdpowiedzUsuń