czwartek, 31 marca 2011

Иронический детектив

Odkąd mam czytnik e-booków, niepotrzebna mi literatura podróżna. Ściągnęłam sobie masę "poważnych" książek (kierując się m.in. listą "must-read" Newsweeka - ciekawam, co na niej robiła dość badziewna trylogia typu fantasy o światach równoległych, nazwiska autora nie pomnę, zajmująca trzy z dwudziestu pozycji światowego dziedzictwa literackiego wg wzmiankowanego tygodnika - nie, to nie był Tolkien).

Ale niedawno dotarła do mnie całkowicie gratisowa dostawa Doncowej, Kulikowej i Marininoj, a że за чужой счет пьют даже трезвенники и язвенники... to otworzyłam miękki tomik do śniadania, zachwycając się sobą, że po Steinbecku to mi się wyda płaskie i nijakie.
Dobrze, że szefa akurat nie było. Ani pilnych zadań.
Bo w pracy od czasu do czasu też czytałam. Doncową, nie Steinbecka.
I w przerwie obiadowej takoż.
I Młodą znów Puszkinem uśpiłam, chociaż wcale nie chciała tego słuchać.
Jakieś 10 godzin temu skończyłam lekturę. Nie pamiętam dokładnie, o czym to było ani kto kogo zabił i dlaczego. A oderwać się nie mogłam. Jak one to robią? Wszystkie!

Bo w Polsce mamy klasykę gatunku (wydawaną zresztą namiętnie i tutaj), czyli Chmielewską. Jedyną i niepowtarzalną, aczkolwiek nieco już wypaloną, bo jej ostatnio wydawane powieści nie umywają się do "Wszystko czerwone" i "Całe zdanie nieboszczyka". Które to bywają cytowane niemalże jak Seksmisja i powtórnie (i po raz n-ty) czyta się je z równią  przyjemnością, jak pierwszy raz.

Tu mamy klasyczny gatunek. I wszystkie jego autorki (bo to muszą być baby) mistrzowsko zaciągają pętle uroczych dygresyjek, pozostawiając - nie licząc góry naczyń w zlewie, wzbudzającej lekkie wyrzuty sumienia - posmak prostej, niewymuszonej przyjemności. I dlatego sięga się po kolejną książeczkę. I bez żalu zostawia w kolejnym boeingu czy wagonie metra.

NB, może się kiedyś pokuszę o pracę na temat "obyczaje moskwian lat zerowych XXI wieku na podstawie literatury popularnej". Bo wyłowić można takie kwiatki, jak "nie miał przy sobie żadnych pieniędzy, nie licząc banknotu dla drogówki w prawie jazdy". Mjut i orzeszki.

1 komentarz:

  1. Podpisuję się obiema rękami! Dopadłam w karaczińskim Friendship House zaczytane doszczętnie egzemplarze Doncowej (własność Klubu Rosyjskojęzycznych żon Pakistańczyków :o) ) - i nie mogłam się oderwać, jakby ona tam czegoś dosypała ;) choć nic nie pamiętam, a przy trzeciej już widziałam, jak wiele elementów się powtarza... Wciąga niesamowicie.

    OdpowiedzUsuń