niedziela, 27 lutego 2011

Znów o książkach

W pierwszym roku mojego pobytu w Moskwie zobaczyłam w metrze panią z czytnikiem książek elektronicznych. To była chyba nowinka techniczna - pamiętam, że bez powodzenia szukałam tego ustrojstwa na allegro. Potem się pojawiły dość powszechnie, i zażyczyłam sobie taki czytnik na gwiazdkę.

Niedawno w końcu się do niego dobrałam. Nie, zdecydowanie nie powinnam mieć tej zabawki. To jak zamknąć alkoholika na noc w monopolowym. Bo... bo my z małżonkiem co dwa lata kupujemy nowy regał na książki. Taki 80x240cm. Nietrudno się domyśleć, że, skoro w tym roku będziemy obchodzić 10 rocznicę ślubu, wkrótce skończy nam się miejsce w mieszkaniu. Dość znacząco chyba zawyżamy średnią ogólnopolską, jeśli o czytanie chodzi.

A tu czytnik e-booków. 
W którym się prawdopodobnie mieści cała nasza biblioteczka.
OK, chwilowo naszych regałów nie ma w wydaniach elektronicznych, bo nie kupujemy wszystkiego jak leci. Ale... nie trzeba już będzie chodzić do biblioteki po bardziej popularne pozycje. W Runecie jest bowiem dostępne praktycznie wszystko, co wydaje się po rosyjsku. Bezpłatnie. W każdej księgarni internetowej można całkowicie legalnie (chyba - a na pewno za darmo) ściągnąć e-booka.

I mam mieszane uczucia. Bo dla mnie przyjemność intelektualna czy oderwanie się od rzeczywistości ma też bardzo konkretny wymiar sensoryczny. Małżonek przyniósł ostatnio nowiutką książkę, najpierw długo napawaliśmy się zapachem farby drukarskiej, ważyliśmy ją w dłoniach, słuchaliśmy specyficznego szelestu rozrywania zbyt mocno sprasowanych kartek, przymierzaliśmy do innych książek (normalnie nie jesteśmy tacy zboczeni, to był egzemplarz autorski). Przy przekładaniu kartek odczuwam wyraźną fizyczną przyjemność.

A teraz - klik, klik.  Trochę za szybko, przyzwyczajona jestem do ogarniania wzrokiem większego formatu, i wbrew pozorom, trudniej mi się skupić na przekątnej 6" - ale to kwestia techniczna. Sieroty i wdowy, za które nas wiesza redaktorka w pracy, i które przez to rzucają się w oczy - to też kwestia techniczna. Torba na wakacje czy lotniczy bagaż podręczny lżejsze o parę kilo. Brak motywacji do kupna większego mieszkania - wystarczy dokupić dysk zewnętrzny. Ale zamiast porównywać okładki i grubości książek, będę wirtualnie się cieszyć, że wirtualna literatura waży 350 kb i od razu do ściągniecia w txt, fb2 czy mobi, bez kaibrowania. Normalnie jak wirtualny seks. Dostępny na kilka kliknięć, bez wychodzenia z domu i płacenia za kolację. 

Tak samo dostępny, jak morze plików fb2. 
Biedne moje dziecko.
Biedne moje mieszkanie.
Dobrze, że futrzaki i mąż są wyjechani i tak bardzo nie odczują tej biedy.
Bo ja teraz będę CZYTAĆ.
I tylko CZYTAĆ.
Pytanie, czy przyjemność będzie porównywalna do tej nie-wirtualnej?

1 komentarz:

  1. Przyjemność porównywalna:-) A ile miejsca na nocnym stoliku! Teraz mam tam juz tylko stopkę Polityki, stopkę Ruskiego Reportiora, jedna książkę zwykłą i jeden czytnik - już mi się książki nie ześlizgują-).
    Wydawnictwa za darmo nie dają więcej niz fragment "na zachętę", ale ceny e-booków dużo tańsze niż tradycyjnych.
    Jest jedno miejsce w runecie, gdzie jest wszystko, ale legalne to ono całkiem nie jest:-)
    Oprócz plusów są jednak też minusy, o nich wkrótce na moim blogu:-)

    OdpowiedzUsuń