piątek, 21 stycznia 2011

Sto lat samotności

Przez ostatnie pięć dni po powrocie z pracy nie musiałam gnać na łeb, na szyję do przedszkola i na zajęcia dodatkowe, nie miałam w domu stada 4-7 latków, nie zadawałam klasycznych pytań o lekcje, zęby i porządek w pokoju. 
Grałam sobie w tenisa z Wii (hehe, i nikt mi nie zabraniał i nie mówił, że to jej prezent gwiazdkowy), oglądałam stare komedie romantyczne zamiast kreskówek, czytałam lekkie kryminały zamiast Plastusia i piłam Baileys, wcale się z tym nie kryjąc (mamo, tatusia nie ma w domu, a ty pijesz ALKOHOL? A kto się mną będzie opiekował?).
Umawiałam się w gości, do klubu, do kina i do przygodowego muzeum-nie-dla-dzieci.
Na razie nikt ze mną nie chce nigdzie iść.
Ale może jeszcze pójdzie?
a jak nie, to pójdę sama.


Ale... ale ja już mam dość. 
Ja się już potwornie za nią stęskniłam... nie tylko za nią, zresztą ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz