poniedziałek, 17 stycznia 2011

Skarby

Jak Magda słusznie zauważyła na swoim blogu, monety w Rosji nie są jakoś szczególnie szanowane. Jednak nie potrafię wciągać ich do odkurzacza albo ignorować podczas pieszej wycieczki, a w związku z tym, że nie noszę portmonetki, spora ich ilość pałętała się po domu. Monety otrzymały więc własną puszkę, ważącą obecnie ok. 3 kg. 
Chwilowo bezdzietna (tekst do Babci nr 1: oni mi w ogóle nie dają jeść!, tekst do Babci nr 2: oni mnie biją pięściami po pupie!, tekst do Ojca: ale ja Ciebie nie znam!, zalecenie: dwa tygodnie separacji od matki), oddałam się pasjonującemu zajęciu wyszukiwaniu w puszce monet z 2003 roku, ze znakiem mennicy SPb pod pazurami. Zainspirowana Magdą, oczywiście.

Efekt wyszukiwań:
monet z 2003 roku - zero
monet o nominale 1 kopiejki: 21
dwurublówka z 2000 roku, jedyna, ze Smoleńskiem na rewersie 
50 sentinów
20 kopijek ukraińskich
10 eurocentów
2 żetony metra SPb
i prawie 60 złotych polskich
Do tego znalazłam 3 monety (o nominale 2, 10 i 50 rubli) z 1993 roku, ciekawe, czy jeszcze są w obiegu.

Za niespełna kilogram grosza zjedliśmy kiedyś pizzę w Warszawie.
Kolejne dwa kilogramy polskich znaków płatniczych przyczyniły się wydatnie do wygranej pewnej klasy licealnej w zbiórce Góra Grosza.
Inna skarbonka dziś ma postać dwumetrowego drzewka w mieszkaniu moich Rodziców (ta juka miała ze 20 cm jak ją kupowaliśmy mamie na urodziny).
Kolekcja pfeningów po wejściu Euro została przez mojego małżonka zamieniona na szeleszczące banknoty nowej waluty dzięki zmyślnej maszynie w berlińskim banku, która sama policzyła wartość tego, co kryło w sobie pudełko.

Ciekawe, co można kupić za górę grosza (pardon, kopiejek) w Moskwie?
Nie chciało mi się liczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz