piątek, 31 grudnia 2010

Kto zwykle...

nie zagląda do Denisa, ale ma uprawnienia do czytania jego bloga, niech koniecznie, ale to koniecznie tam zajrzy. Post o noworocznej kartce :)

Komentarz do ostatniego zdjęcia:
кончать = kończyć, ale też - szczytować.

Dalej jest już łatwo.

środa, 29 grudnia 2010

Pip piiiip

Pip pip pip pipip pipipipip pipipipipipipipipiiii
Miauuuuu! Miauuuuuuuuuu! Mrrrrrauuuuu!
Pip pip pipip pipipipipipipipi
Chyba trzeba wstawać. Nieodwołalnie.
Miauuuuuu!

Cholera, znów nie zdążę zjeść śniadania, w ogóle nic nie zdążę, potykam się o koty w drodze do miski, sypię karmę, przydeptuję pasek od szlafroka w drodze do łazienki, po omacku szukam szczoteczki, rozmazuję pastę po umywalce, szlag by to trafił. W głowie mieszają się koncepcje maksymalnie bezbolesnego budzenia dzieciaka.
- Młoda, matka znów zaspała, ścigamy się, która z nas się szybciej ubierze? Ty masz fory, bo nie musisz robić makijażu!

Uff, chyba się udało. Usiłuję pomalować sobie rzęsy pomadką i dopiero po dłuższej chwili dociera do mnie, że coś jest nie tak. Młoda wrzeszczy, że wszystkie czyste skarpetki są brzydkie i ona ich nie założy, a brudne są brudne, więc też ich nie założy. Wyduszam z siebie, że może iść boso, mnie to zwisa i powiewa.

Brniemy przez śnieżną zawieruchę do przedszkola, oblodzone drzewa - instalacja z drucików i szkła - trzeszczą złowieszczo, sypią się na nas kawałki lodu, pachołki ograniczające dostęp do chodnika (sople) ustawione są między zaparkowanymi samochodami. Dla pieszych pozostaje jezdnia, lekko już zakorkowana.
Do pracy mailem przychodzą już tylko życzenia noworoczne, ale koniec roku, i trzeba... trzeba zrobić jeszcze tysiąc rzeczy, na które był czas od stycznia, i, i stukam na oślep w klawiaturę, ktoś tu pisał bezwzrokowo w dwóch alfabetach? To było dawno i nieprawda, kiedy świeciło słońce.

Młoda wraca z przedszkola, papla wesoło, pokazuje mi kolejną wariację na temat "mama i kot Tajniak na spacerze w śniegu" (flamastry, papier HP Home&Office). Przylepiam się do soku, który trzy dni temu rozlał się na kuchennej podłodze. Szukam bez powodzenia czystej filiżanki w szafce, odkręcam kran, mamo, pobaw się ze mną, woda leci, usiłuję nastawić pralkę, wrzątek na herbatę zdążył wystygnąć, nadal nie ma filiżanki, mamooooo!

Panie Boże, do wolnego zostało 48 godzin z malutkim kawałkiem. Daj mi siłę, żeby jeszcze dwa razy wstać, jeszcze dwa razy włączyć komputer, jeszcze dwa razy odebrać przedszkolaka. Jeszcze tylko dwa razy...

wtorek, 28 grudnia 2010

Pałac Królowej Zimy

Tak wygląda teraz Moskwa - iskrząca się, lśniąca, piękna. Od kilku dni wszystko - siatka boiska, ogrodzenie bloku, gałęzie drzew i świerkowe igły, słupy latarni i znaki drogowe - wszystko pokryte jest lodową glazurą, grubą przynajmniej na centymetr. Wygląda to tak, jakby wszystko było zrobione ze szkła.
Grzywki i wesołe fryzurki z sopli ozdabiają lampy uliczne, gzymsy, daszki, ościeżnice, a nawet barierki ustawione na chodnikach, żeby spadający lód nie zrobił komuś krzywdy.
Oblodzone kable, po których suną pobieraki trolejbusów iskrzą jak zimne ognie.


Wilgotnść powietrza wynosi 99%. Temperatura: -3, -4 stopnie. To, co spadało z nieba, na polski tłumaczone jest jako "marznący deszcz", ale rosyjska wersja - "lodowy deszcz" - jest o wiele bardziej adekwatna.

P.S. Kto mnie zaprosi na Sylwestra?

poniedziałek, 27 grudnia 2010

Nie chwal dnia przed zachodem słońca

... a raczej nie żegnaj się przed faktycznym odlotem samolotu.
Właśnie opowiadałam mamie, jakie cudowne, ciepłe i rodzinne miałam Święta. Jak było miło, jak się nie kłócililśmy, jak tęskniliśmy do nich. Pół godziny wcześniej wróciłyśmy z Młodą z dworca Białoruskiego, skąd odjeżdża aeroekspress, bo odprowadzałyśmy Tatusia. Wiedziałyśmy, że wiele europejskich portów lotniczych nie działa, ale byłyśmy przekonane, że dla Szeriemietiewo śnieg i lód to nie jest jakaś wielka atrakcja, z którą nie wiadomo, co robić. Zwłaszcza, że ze strony internetowej wynikało, że większość samolotów jednak odlatuje, a i informacja taka padła z okienka Aerofłotu na Białoruskim.
Opowiadałam więc o radosnych Świętach, kiedy zadzwoniła komórka. Że samolot - nie wyleciał. Bo skończył się reagent do odmrażania pasów startowych. I następny lot będzie - być może - o szóstej rano, albo o dziesiątej. I co robimy?

Wizja nocy spędzonej w oczekiwaniu na telefon z lotniska (bo czekanie w domu - zamiast w hotelu - sugerowała obsługa lotu) i taksówki za 2000 rubli (do PL się jedzie za 3800) pędzącej po oblodzonym mieście nie napawała zbytnim optymizmem.

Mąż pojechał w końcu koleją.
A my pobiłyśmy wszelkie rekordy szybkości, bo miałyśmy 15 minut na nabycie biletu. W tym pięknym mieście kasy międzynarodowe zamykane są o 21.00 i po tej godzinie nie ma szans na zapłatę za przejazd, nawet jeśli pociąg rusza dopiero o północy... Trzeba jednak przyznać, że w związku z zamknięciem lotniska RŻD przedłużyło pracę kas, więc desperaci w rodzaju mojego małżonka mieli jeszcze szanse...

niedziela, 26 grudnia 2010

Rzepa

zamieściła niedawno genialny (jak zwykle) komentarz rysunkowy Krauzego. Miejmy nadzieje, że ci ludzie z osiołkiem nie zaginęli w labiryncie prezentów... Że w tym roku też się dla Was - narodził.
źródło: www.rp.pl

sobota, 25 grudnia 2010

Mamo, zrób mi coś JADALNEGO

stwierdziło moje dziecko po wieczerzy wigilijnej. Bo żurek (własnoręcznie kiszony, bo zakwasu się tu nie kupi) na grzybach jest niedobry, pierogi (lepione którejś zarwanej nocy) też jakieś nie takie, śledzik a'priori przeznaczony był wyłącznie dla matki, a ryb w tym domu nikt nie jada. Więc przed Pasterką dziecko otrzymało w ramach wieczerzy zapiekankę z serem.
Małżonek mniej-więcej w połowie Wigilii stwierdził, że on bardzo przeprasza, ale on się musi położyć choćby na pół godzinki, albowiem ponieważ wstał o 4 rano, żeby do nas przylecieć, a latać nie lubi tak samo jak ja, więc stres tylko spotęgował zmęczenie.Ciasta (pieczone którejś zarwanej nocy) muszą poczekać.

A ja i tak lubię święta.

A na pierogi i ciasta mam następujący patent: to wszystko można przygotować wcześniej i zamrozić :)

czwartek, 23 grudnia 2010

Boże Narodzenie

 
Niech wraz z Dzieciątkiem przydzie do Was
nadzieja - że jutro będzie lepiej
radość - że dziś też nie jest najgorzej
wdzięczność - że wczoraj były dobre chwile
wiara w to, że jesteśmy stworzeni do szczęścia
i Miłość - całe morze Miłości...

Wesołych Świąt!!!

poniedziałek, 20 grudnia 2010

шок-отпад-прикид-прикольно

Byla sobie taka Elloczka-Kanibalka u Ilfa i Pietrowa - nie wiem, jak ją na polski przetłumaczono. Inteligentna inaczej. Jej przyjaciółka znała nawet takie trudne słowo, jak "homoseksualista" (a jej idiolekt zawierał jakieś 36 pozycji). Słownictwo współczesnych Ełłoczek (wg Wladymira Kunina) ogranicza się do słów, stanowiących tytuł niniejszego postu, które w większości są synonimami słowa "czaderski". Chyba.
Ale nie o tym miała być mowa. Szok-odlot-żal-czad to były określenia, które przyszły mi (a jednak coś mnie zaskakuje po roku w Moskwie!) na widok cennika w zagrodzie z choinkami niedaleko naszego domu. Nabyłam drzewko w ubiegły weekend w dużej sieci DIY, przy wydatnej pomocy zmotoryzowanego sąsiada obdarzonego odpowiednim umięśnieniem w obszarze obręczy barkowej. Jodła kaukaska (zwana tu świerkiem duńskim) o wysokości 1,80 kosztowała 1999 rubli. W gustownym wdzianku z siatki i z opiłowanymi dolnymi gałązkami.
Ale nie byłabym kobietą, gdybym nie chciała porównać cen. No i...
pod blokiem
jodła
kaukaska
kosztuje
3800 rubli
za metr
+ 100 rubli za zapakowanie w worek i 100 rubli za przygotowanie do obsadzenia.
Шок-отпад-прикид-прикольно.

poniedziałek, 13 grudnia 2010

Przerwa

Nie będę pisać na siłę. Nie mam weny, nie mam wrażeń, najchętniej bym zapadła w sen zimowy. Grudzień rozpieszcza mnie pogodą, jest przyjemnie ciepło, ganiamy się z Młodą boso po śniegu, przywiozłam swoje łyżwy i nabyłam parę dla Młodej, jest super i fajnie i... depresyjnie. W domu syf, w pracy nie ma się kiedy po zadku podrapać, w sercu tęsknota, zamiast motylków jakieś słonie depczą. 
 
Strach, w ciemnościach przetrząsając rzeczy,
Nikłym blaskiem po siekierze wodzi.
Tuż za ścianą słychać stuk złowieszczy -
Co tam, szczury, widmo czy złodziej?

To się w dusznej kuchni pluska wodą,
To w podłodze klepki liczy rozeschnięte,
Z hebanową, połyskliwą brodą
Za okienkiem na strychu przemknie -

I zacicha, zły i zręczny niesłychanie.
Ukrył gdzieś zapałki, świecę zdmuchnął.
[...]
Anna Achmatowa, tłum. Seweryn Pollak



piątek, 10 grudnia 2010

Blady strach

Podziwiając tfurczość własną, zauważyłam z pewnym przerażeniem, że w znacznym stopniu przestał być o Moskwie, a zaczął o życiu zwyczajnym, z rzadka przeplatanym recenzją z jakiegoś spektaklu. Mogłabym go równie dobrze pisać z Warszawy czy dowolnego innego miasta na ziemi.
Przyzwyczaiłam się do życia tutejszego, niewiele mnie już dziwi, nic nie wydaje się inne, ciekawe na tyle, żeby było warte opisania w blogu. Albo... zostało już napisane. Czy to znak, że czas myśleć o powrocie?

niedziela, 5 grudnia 2010

Oby do września...

- Wstajesz, czy jeszcze poleżysz minutkę?
- NIE!
- Chcesz na śniadanie owsiankę czy musli?
- NIE!
- Chcesz podejść do Mikołaja po prezent?
- NIE! Chcę! NIE! NIE PÓJDĘ! Ty idź! Nie idź! Nie zostawiaj mnie tu! Sama pójdę. NIE PÓJDĘ!
- Mamo, zaprośmy Lonię!
- Lońka, po co przyszedłeś? Idź sobie, nie będę się z tobą bawić!

Podobno jedyną metodą na sfochowanego sześciolatka jest posłanie go do szkoły. Podobno brakuje mu bodźców i jego pęd do wiedzy, z braku innych możliwości, realizuje się w postaci labilności emocjonalnej. Podobno potrzebuje nowych autorytetów i dąży do wyrwania się spod matczynych skrzydeł. 
Ja to wszystko rozumiem.
Tylko niech mi ktoś powie....
Jak ja wytrzymam do tej szkoły??????

sobota, 4 grudnia 2010

Nie miała baba kłopotu...

zrobiła dziecku kalendarz adwentowy z zadaniami. Zadania polegają na budowaniu szopki zgodnie z czytaniami, i wczoraj było takie: skombinuj pasterzy.
W moim zamyśle za pasterzy miały robić figurki lego (mamy taką farmę z dużych klocków, którą Młoda dostała dawno temu). Okazało się jednak, że pasterze są nauczycielami w szkole i absolutnie nie mogą pasać owiec w Betlejem, ponieważ nie posiadają umiejętności bilokacji. Więc: mamooooo, zróbmy pasterzy!

Ostatniego króla kończyłam o 1 w nocy, Młodą już dawno pogoniłam do łóżka. Twarze Młoda rano domalowała, ale już mi się nie chciało fotografować.
Zwierzaki właśnie się pieką - jesteśmy mistrzyniami w lepieniu owiec z masy solnej.

czwartek, 2 grudnia 2010

Gaudete

Do Niedzieli Gaudete jeszcze jest trochę czasu, ale co mi szkodzi radować się wcześniej. Zwłaszcza, że na bardzo fajnej stronie
znalazłam bardzo pasującą do mojego dzieciaka treść do kalendarza adwentowego. I sam kalendarz wyszedł nam ślicznie, nieprawdaż? Aniołek ma twarz i rączki ze ścierki od podłogi, i bombki niciane też robiłyśmy same. A w środku mają ruloniki z tekstami i zadaniami.

Wieniec, oczywiście, też zrobiłyśmy, nawet dwa - jeden poszedł do przedszkola. Dzieci nie bardzo wiedziały, po co ten wieniec jest, a Młoda nie bardzo wiedziała, jak im to wytłumaczyć... w końcu im powiedziała, że w przedszkolu to może być dekoracja noworoczna, a w domu to mama wie, do czego służy.

środa, 1 grudnia 2010

Pierwszy dzień zimy i święto wiosny

Moje dziecko słucha Dietskoje Radio. Dziś poinformowano nas, że jest pierwszy dzień zimy. Pamiętałam, że tu się liczy jakoś inaczej - pory roku nie są związane z równonocą czy najkrótszym dniem w roku, tylko właśnie liczone od początku pierwszego zimowego miesiąca.
Czyli dziś, 1 grudnia, w Rosji rozpoczęła się zima.
Kiedy się skończy?

Khm, khm... Święto Wiosny obchodzone jest pierwszego maja....

Gumofilce

W Polsce wszystko (poza papierosami, ale ja nie palę) jest tańsze, ale zimowych butów w Polsce nie kupuję. Nie ma tam po prostu niczego z naturalnym futrem w środku na całej długości... a jeśli ktoś nie chce zabijać niewinnych zwierzątek, to może sobie kupić walonki. Idealnie nadają się na taką pogodę, jak teraz, kiedy za oknem -24, a śniegu jak na lekarstwo.

Kiedyś walonki były rodzajem filcowej sztywnej skarpety, na którą nakładało się kalosz. Teraz też takie sprzedają, zwykle z ręcznym haftem albo malunkiem, i kosztuje takie cudeńko, bagatela, 300 pln co najmniej. No nie dam tyle za kawałek filcu. Ale w metrze któregoś razu zobaczyłam reklamę firmy Ach! Walenki!, udałam się do jednego ze sklepów, gdzie to można kupić, i nabyłam kilka ładnych par za całkiem przyzwoite pieniądze.
Teraz mi cieplutko :)