poniedziałek, 27 grudnia 2010

Nie chwal dnia przed zachodem słońca

... a raczej nie żegnaj się przed faktycznym odlotem samolotu.
Właśnie opowiadałam mamie, jakie cudowne, ciepłe i rodzinne miałam Święta. Jak było miło, jak się nie kłócililśmy, jak tęskniliśmy do nich. Pół godziny wcześniej wróciłyśmy z Młodą z dworca Białoruskiego, skąd odjeżdża aeroekspress, bo odprowadzałyśmy Tatusia. Wiedziałyśmy, że wiele europejskich portów lotniczych nie działa, ale byłyśmy przekonane, że dla Szeriemietiewo śnieg i lód to nie jest jakaś wielka atrakcja, z którą nie wiadomo, co robić. Zwłaszcza, że ze strony internetowej wynikało, że większość samolotów jednak odlatuje, a i informacja taka padła z okienka Aerofłotu na Białoruskim.
Opowiadałam więc o radosnych Świętach, kiedy zadzwoniła komórka. Że samolot - nie wyleciał. Bo skończył się reagent do odmrażania pasów startowych. I następny lot będzie - być może - o szóstej rano, albo o dziesiątej. I co robimy?

Wizja nocy spędzonej w oczekiwaniu na telefon z lotniska (bo czekanie w domu - zamiast w hotelu - sugerowała obsługa lotu) i taksówki za 2000 rubli (do PL się jedzie za 3800) pędzącej po oblodzonym mieście nie napawała zbytnim optymizmem.

Mąż pojechał w końcu koleją.
A my pobiłyśmy wszelkie rekordy szybkości, bo miałyśmy 15 minut na nabycie biletu. W tym pięknym mieście kasy międzynarodowe zamykane są o 21.00 i po tej godzinie nie ma szans na zapłatę za przejazd, nawet jeśli pociąg rusza dopiero o północy... Trzeba jednak przyznać, że w związku z zamknięciem lotniska RŻD przedłużyło pracę kas, więc desperaci w rodzaju mojego małżonka mieli jeszcze szanse...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz