czwartek, 25 listopada 2010

o Poznaniu, Vltawie i śniegowej panience

W Poznaniu mają fajny jeden hotel. Więcej niż jeden też mają, przy czym ten "więcej" zmieniał się w fenomenalnym tempie. Mamy z małżonkiem nieszkodliwą w sumie manię uprawiania turystyki miejskiej, która zaczęła się od Poznania właśnie. Ponieważ jednak na naszej pierwszej wspólnej wyprawie, wtedy jeszcze z niemężem, zajęci byliśmy zgoła czym innym, niż podziwianie koziołków na rynku (i nie było to to, o czym właśnie pomyśleliście), to kilka lat później wyprawę ponowiliśmy. Traf chciał, że spaliśmy w tym samym hotelu (pierwszy raz wybierany na podstawie nazwy z książki telefonicznej, drugi raz z "Tanich noclegów" Pascala) - różnica była wielka, z marnej nory na całkiem przyzwoity standard.
Teraz nocowałam (bo nie można powiedzieć, że spałam) w takim super-extra-wypaśnym. I ten tego... nie widzę większej różnicy między trzema gwiazdkami, a pięcioma. Tak samo karty się zacinają, a obsługa nie pamięta, na którą była rezerwacja...

Wracałam "Vltavą", to taki pociąg jest. Nie polecam. Czescy konduktorzy nie dają wrzątku do herbaty ani chińskich zupek, dają za to samą herbatę i chińskie zupki, za stosowną opłatą w koronach czeskich albo eurocentach. A skund ja im korony wezmę, jak wsiadam w Polandii? A eurocenty to nie wiem nawet, jak wyglądają, bo mi płacą wyłącznie w banknotach, a Pan w Wagonie nie miał wydać z pięcioeurówki.

W każdym razie tak się zmęczyłam podróżowaniem, że postanowiłam oddać bilety na operę do Teatru Wielkiego. Zwłaszcza, że były na poniedziałek, a nie na łykend. A ja w poniedziałki lekko zajęta jestem, a mój dzieć lekko zmęczony. Myślałam, że będzie ciężko, a chętni znaleźli się od razu.
Mam za to masę makową, sztuczny miód, przyprawę do piernika, powidła śliwkowe i pozostałe delicje, które niezbędne są każdej polskiej gospodyni, spędzającej Boże Narodzenie w Moskwie, a niedostępne w tym pięknym mieście - przynajmniej w najbliższych mi wielkich marketach i znanych delikatesach.

3 komentarze:

  1. moja poznańskość ucierpiała na dumie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uups, wyglada na to, ze niescisle sie wyrazilam :) Mnie poznanskie hotele sie generalnie bardzo podobaja. I sam Poznan tez.

    OdpowiedzUsuń
  3. masa makowa a nawet orzechowa tu jest do kupienia (np. u mnie w bulocznej) i wbrew temu co mowia mak rowniez mozna kupic - np. na Matwiejewce w piekarence.
    Przyprawe do piernika widzialam w Jelisiejewskim, tam tez sa rozniaste marcepany
    Ja na swieta jade, ale musze na 9.01 byc bo z dzieckiem idziemy do Gostinnogo na Smieshariki - chcesz sie dolaczyc? idziemy na 11.00
    Joanna

    OdpowiedzUsuń