poniedziałek, 1 listopada 2010

Muzeum Kosmonautyki

Przemocą wyciągnęłam rodzinę z domu. Pogoda przepiękna, złota, a oni w domu przed TV i tyłków im się ruszyć nie chce. Na wieść, że idziemy do muzeum, Młodej już całkiem zrzedła mina i zaczęła proponować, że może pójdziemy sobie na spacerek? Byłam niewzruszona - spacerek? tak, do najbliższego metra.
Żeby nie było, że jestem taka okrutna - muzeum było ustalone tydzień temu.
Mieliśmy trafić na wycieczkę interaktywną za 600 rubli od pyska, ale jej kupienie okazało się dość skomplikowane. Panie w kasie nie wiedziały, o co chodzi, pan przy budce z napisem "wycieczka interaktywna" gdzieś zniknął, i w ogóle przed wejściem kłębił się jakiś dziki tłum i trudno było się ogarnąć. Kupiliśmy więc zwykłe bilety,  a żeby Młodej poprawić jeszcze trochę humor, nabyliśmy dodatkowe wejściówki na symulator "Buran".
Na Buran trzeba było czekać w długiej kolejce - zabawa trwała 7 minut, a do symulatora mieściło się 5 osób. Wychodzący mieli nieodgadniony wyraz twarzy. Faktycznie, spore wrażenie to robi na... przedszkolakach. Trochę trzęsło, przechylało, jakieś meteoryty w nas leciały... Młoda wyszła rozżalona, że tak krótko, ale zadowolona. Dała się zaprowadzić do wejścia na ekspozycję właściwą i w końcu powiedziała: łoooo!
Bo też jest co podziwiać. W tym muzeum i dorośli, i dzieciaki w różnym wieku znajdą coś dla siebie. Oczywiście, witają wypchane Biełka i Striełka, stojące tuż przy wejściu. Można zobaczyć modele i REALNE eksponaty, które BYŁY W KOSMOSIE - sputników, statków kosmicznych, stacji orbitalnych, rakiet etc. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie pewna, hmmm, toporność, prostota np. Sojuza - i coś takiego leci w kosmos? Wygląda, jakby było sklepane w izdebce Ciołkowskiego w latach 20-tych, czy jakby żywcem wyjęte z pierwszej edycji Cywilizacji, kiedy możliwe było, że nie wymyśliliśmy jeszcze koła, a już zbudowaliśmy moduł stacji orbitalnej. Kiedy przypominałam sobie widziane ostatnio w Muzeum Techniki telewizory z lat sześćdziesiątych i porównałam z Sojuzem - wierzyć mi się nie chce, że to w ogóle było możliwe...
NB, wspomniałam o Ciołkowskim - to był genialny rosyjski naukowiec polskiego pochodzenia, a może w ogóle Polak - bardzo ceniony i szanowany w Rosji. Chociaż po rosyjsku jego nazwisko czyta się Cyjołkowskij (czy nawej Cyjałkowskij) i trudno od razu zgadnąć, że chodzi o Polaka. Mimo wszystko, gość był wybitny - w drewnianej chatce budował makiety rakiet kosmicznych, które były wykorzystywane w podboju kosmosu.

W tym muzeum poczułam olbrzymi szacunek dla XX wieku, zwłaszcza dla okresu 60-80. Ja wiem, że wyścig zbrojeń, że to, że tamto - ale rozwój badań kosmicznych w tym czasie był fenomenalny. I ja rozumiem, że to grzech wydawać miliardy dolarów na misję na Marsa, kiedy tyle ludzi żyje w skrajnej nędzy... ale gwiazdy ciągną z magiczną wręcz siłą. A zdjęcia wykonane z kosmosu - zdjęcia Ziemi - są - po prostu piękne.

4 komentarze:

  1. Swietny blog. Masz lekkie pioro a Twoje wpisy sa naprawde interesujace. Pozdrawiam Gosia

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj jak zazdroszczę tego muzeum. Byłam w Moskwie jakies 3 lata temu przez 2 tygodnie. Strasznie chciałam tam pójść, ale był remont ;( I przeczuwam, że więcej do Moskwy nie będzie dane mi pojechać. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiem, że blog już zamknięty ale może komuś przydadzą się świeże informacje z Muzeum Kosmonautyki:
    http://alemuzea.pl/rosja-moskwa-muzeum-kosmonautyki/

    Pozdrawiam
    Paweł Lech

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiem, że ten blog już nie działa ale może komuś się przydadzą świeże informacje z Muzeum Kosmonautyki:
    http://alemuzea.pl/rosja-moskwa-muzeum-kosmonautyki/
    Pozdrawiam
    Paweł Lech

    OdpowiedzUsuń