poniedziałek, 20 września 2010

Kurorty czarnomorskie

Ja to was, ekspatów, nigdy nie zrozumiem - dziwił się kierowca z mojej pracy, wachlując się, mimo włączonej w aucie klimatyzacji, kopertą z wycieczką do Egiptu, którą właśnie wykupił. - Jecie czebureki na dworcu, jeździcie płackartą, i jeszcze urlop w Soczi. Przecież za te same pieniądze można mieć all inclusive w Sharm El Sheikh! - kontynuował, znacząco spoglądając na kopertę - tylko w lepszym hotelu i traktują jak człowieka...

No, ale powiedzcie sami - kiedy jeszcze będę miała szansę zobaczyć, jak wypoczywają miliony Rosjan, i jednocześnie popluskać się w cieplutkim morzu? Poza tym, chciałam się przekonać na własnej skórze. Od razu Wam powiem, że kierowca miał rację. Ale ja też :)

Soczi ma w swoich administracyjnych granicach kilka miasteczek-kurortów, i Adler, w którym mieszkaliśmy, jest jednym z nich - tuż przy granicy z Abchazją. Po tamtej stronie granicy jest podobno pięknie, ale na naszych paszportach nie należało jej przekraczać, ograniczyliśmy się więc do pobytu w jednym państwie.  Wszystkie miasteczka zajmują 172 km wybrzeża, co pozwala Soczi szczycić się mianem prawie najdłuższego miasta na świecie (dłuższe jest tylko Los Angeles). Ale mieszka tu na stałe tylko ok. 500 tysięcy osób (i 10 mln turystów co roku). Ważna sprawa - w Soczi będzie olimpiada, i to widać. Zimowa, i to ma uzasadnienie, ale o tym będzie trochę później. Na razie, mimo września, cieszyliśmy się dwoma tygodniami morza o temperaturze wiatru (+28 stopni) i bezchmurnym niebem.

Byli tam ludzie ze wszystkich zakątków Rosji, najwięcej chyba z Syberii. O tej porze roku głównie emeryci i rodziny z dziećmi przedszkolnymi, co znakomicie robiło mi na samopoczucie (nie musiałam się porównywać do modelek, biegających po plaży w sandałkach na obcasie i pełnym makijażu). Plaża była wąziutka i kamienista, ale zaopatrzyłyśmy się w specjalne piankowe buty i składane karimatki, a pociągi jeżdżące wzdłuż wybrzeża to nasze ulubione klimaty. Przyzwyczajone do bałtyckiego wiatru w zdumieniu patrzyłyśmy na olbrzymie fale uderzające o nasyp kolejowy podczas silnego sztormu, który na brzegu odczuwalny był jak lekki zefirek. O kąpieli jednak nie było mowy, bo fale przewracały dorosłych mężczyzn, którzy odważyli się wejść do wody po... kolana. Wtedy jeździliśmy sobie na wycieczki w góry, które były na wyciągnięcie ręki. Ale na razie - morze, morze i morze odmieniane na wszelkie sposoby. W końcu po to się jeździ do Soczi!

1 komentarz:

  1. No trzeba bylo do Abchazii tez jechac. Nic do paszportu nie bija, zadnej pieczatki. A jest tam rzeczywiscie bardzo tanio i w trzy razy taniej niz w Soczi.
    A ja bylem w wojsku w tych mejscach. Znam cale wybrzeze az po Turcje :) Tylko ze strony morza :)
    Denis

    OdpowiedzUsuń