wtorek, 31 sierpnia 2010

Wladymir i Suzdal

Końcówkę naszej bezdzietności spędziliśmy na ekstensywnym weekendzie za Moskwą. Przejeżdżaliśmy w odległości kilku kilometrów od Szatury (tam płoną torfowiska, których dym zasnuwał Moskwę) i niczego nie zauważyliśmy - nic nie było widać, słychać ani czuć. Czyli nasze dziecko mogło spokojnie wracać do rodziców.

A wycieczka była udana. Z Moskwy do Władymira jeżdżą 4 elektriczki dziennie i cała masa pociągów. Jaka jest podstawowa różnica między pociągiem i elektriczką? Ano taka, że pociągi mają zawsze miejsca do leżenia i prawie nigdy nie mają miejsc do siedzenia. Mogliśmy więc: jechać kilkadziesiąt minut Sapsanem za 900 rubli, jechać dwie godziny dalekobieżnym za 600 rubli (o ile zdobylibyśmy bilety) lub jechać 3,5 godziny elektriczką, zatrzymując się przy każdym drzewie, za 300 rubli. Wybraliśmy opcję najtańszą i najdłuższą, i dotarliśmy do jednego z najstarszych rosyjskich miast późnym sobotnim popołudniem.


Żeby dostać się z dworca do hotelu musieliśmy przejść wzdłuż głównej ulicy miasta, zwiedzając przy okazji wszystko, co do zwiedzenia było. Podziwialiśmy urokliwe widoki Klaźmy i jej przełomów, białe ściany dwunastowiecznych cerkwi i czerwoną cegłę katolickiego kościoła. Chcieliśmy coś zjeść, sięgnęliśmy więc po sprawdzający się dotychczas przewodnik Pascala. Aale... kiedy zajrzeliśmy do poleconej restauracji, wyłoniła się zeń masywna kobieca postać w białym fartuszku, autorytarnie oznajmiając, że miejsc nie ma. Inne knajpy były w każdej suterenie, tylko nam się nie podobały. Klimaty przypominały początek dziewięćdziesiątych w Polsce, a lokale określiłabym mianem "mordowni". Udało nam się jednak znaleźć malutką jadłodajnię, w której siedzieli jacyś stosunkowo młodzi ludzie o spokojnym wyglądzie, serwowano potrawkę w glinanym garnuszku i ceny były o połowę niższe niż w Moskwie. 
Potem odnaleźliśmy hotel, obejrzeliśmy prognozę pogody na kanale "Nostalgia" (w Łotewskiej SSR 25 stopni, w Leningradzie 19 stopni, przelotne opady), i rano udaliśmy się na dworzec autobusowy, żeby dotrzeć do Suzdala.

Suzdal poza Świętem Ogórka jest bardzo przyjemnym miasteczkiem do zwiedzania. Żywcem wyjętym z XIX wieku. Leniwym i spokojnym. Jeśli porównywać do Polski - najbliżej będzie chyba Kazimierz. I dobrze nam tam było. I udało nam się wrócić do Władymira na czas, żeby zdążyć na ostatnią elektriczkę. 

I w ogóle bardzo polecam taki układ: niespieszne zwiedzenie obydwu miast z noclegiem. Idealna weekendówka.

1 komentarz:

  1. Pozazdrościłam Wyprawy :)
    A' propos elektriczki: cały szereg polskich reportaży z terenów dawnego ZSRR można obejrzeć tu:
    http://www.tvp.pl/filmoteka/film-dokumentalny/historia/szerokie-tory
    A tu właśnie dzień z życia kontrolerki elektryczki:
    http://www.tvp.pl/filmoteka/film-dokumentalny/historia/szerokie-tory/wideo/odc-12/2325990

    OdpowiedzUsuń