czwartek, 12 sierpnia 2010

Nie ma historii smutniejszej na świecie niż muzyka Prokofiewa w balecie...

czyli lubię tylko te piosenki, które znam.

U Barańczaka leciało to chyba tak: Nie ma historii smutniejszej na świecie niż ta o Romeo i jego Juliecie - ale mogę się mylić, bo w sieci dostępne jest tylko tłumaczenie Paszkowskiego. A stwierdzenie z tytułu to moja nieudolna próba tłumaczenia parafrazy dokonanej przez kogoś przed premierą słynnego baletu, ponieważ był on tak trudny, że obawiano się kompletnej klapy. 

Ja tam się na balecie nie znam... ale to wykonanie mi się nie podobało. Może dlatego, że Prokofiew jest jednak niełatwy w odbiorze, a w dzieciństwie prowadzano mnie na Czajkowskiego i taki obraz klasyki mi się utrwalił. Może dlatego, że w trwające w RAMTcie "Letnie sezony baletowe" to "balet dla turystów" i niekoniecznie grają tam absolutni mistrzowie, zarówno jeśli chodzi o orkiestrę, jak i o tancerzy, no i na dodatek niekoniecznie chodzą tam wielbiciele sztuki, jak zdjęcie obok wskazuje. A może dlatego, że absolutnie nie mogłam się skupić na ekspresji Julii, zastanawiając się, jakim cudem drobniejsza, niewiele co prawda, ale zawsze, od Romea dziewczyna, ma  WIĘKSZE OD NIEGO STOPY. 
Za to zachwycona byłam Piastunką i Merkucjuszem, i nie tylko ja, sądząc po natężeniu braw. 
I - nieoczekiwany polski akcent - w foyer była wystawa polskiego plakatu.

W poniedziałek znów idę na balet dla turystów - ale tym razem nie klasykę, a mocno reklamowany produkt "suwenirowy". Opowiem jak zobaczę :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz