piątek, 6 sierpnia 2010

The best of Piter

Ciekawe, dlaczego mi się angielski włącza na myśl o Petersburgu?
To jeszcze tylko kilka zdjęć, i macie mi się zachwycać! I nie interesują mnie tłumaczenia "jak zachwyca, kiedy nie zachwyca". Petersburg zachwyca zawsze. Mogłabym się tam przeprowadzić, pod warunkiem, że pracowałabym od kwietnia do października, a potem w inny jakiś region się przeniosła. Bo z Pitera w zimie pamiętam głównie łzy, które wyciskał mróz, i które zamarzały na policzkach, i półmrok dnia (bo jak są białe noce, to muszą być i "czarne" dni - słońce wschodzi, ale tak krótko jest na niebie...). Piter jest surowy, srogi, strojny, elegancki, wysmakowany, późnobarokowy i klasycystyczny, panuje w nim ład i porządek urbanistyczny. Chłodne, szarobłękitne niebo odbija się w stalowych falach Newy, obramowanej granitem, stanowiącej dominantę miasta, groźnej i niepokornej. Kopuła Izaaka i iglice twierdzy Pietropawłowskiej i Admiralicji złocą się nad ulicami, wytyczając szlaki dla turystów. I tylko jakiś zwariowany planista z Gazpromu chce postawić tu swój wieżowiec, żeby zapisać się na zawsze w historii architektury...

1 komentarz:

  1. A ja i tak wolę Moskwę! (Tylko nie teraz, ale to pzrecież stan jakiś wyjątkowy i musi minąć...)

    OdpowiedzUsuń