wtorek, 6 lipca 2010

Jadą jadą goście

A właściwie nie jadą. Jedzie. Jedna sztuka. I to nie wiemy na 100%, choć przylatuje podobno jutro. Nic to, sztuka się określi, a my przyzwyczajeni jesteśmy. A notka wcale nie jest o tej ze wszech miar przykładnej istocie, tylko o pozostałych, które NIE dojechały.

Kiedy pakowałam się do Moskwy, rozdzwaniały się telefony. Wszystkie. Oooo, podobno jedziesz do Moskwy, a odwiedzę Cię! A przyjadę! A zrobisz mi zaproszenie? A będziesz miała gdzie mnie przenocować? No to na kiedy się umawiamy? Kolejka robiła się dłuuuuga i musiałam wprowadzić zapisy.

Z zapisami na wyjazd do Moskwy zrobiło się jak z zapisami na operacje w polskiej służbie zdrowia: nagle okazuje się, że nie czeka się rok, tylko 6 miesięcy, bo ludzie wyparowali. Kiedy rozesłałam wici, że czekam na dane do zaproszenia (numery paszportów i te sprawy) okazało się, że połowa ludzi, przyzwyczajona do podróżowania przez UE na dowodzie, paszportów nie posiada. A połowa z posiadającej połowy przyśle dane z całą pewnością. Kiedyś.

Oficjalną wydawalnię zaproszeń zwizytowałam w efekcie 4 razy, zapraszając 4 rodziny. Połowie z tych rodzin skończył się już termin ważności zaproszenia - nie mieli czasu odwiedzić najbliższego konsulatu rosyjskiego. A połowa z pozostałej połowy musiała zmienić plany urlopowe...

No bo... Bo tanie linie nie latają. Bo podejrzany pociąg jedzie 18-20 godzin i wiza tranzytowa doń potrzebna. Bo szara krata na Belwederskiej nie otwiera się na każde zawołanie, tylko w ściśle określonych godzinach, i jeszcze wymaga ubezpieczenia kosztów leczenia. I okazuje się, że w cenie tygodnia w Moskwie na kanapie w moim salonie z żarciem pt. "poszukaj, może coś znajdziesz w zamrażalniku" można mieć 2 tygodnie all inclusive w Egipcie. I nie trzeba stać przed szarą kratą...

2 komentarze:

  1. Też tak mam,. Ja przegrałem z rejsem po norweskich fiordach

    OdpowiedzUsuń
  2. a ja żałuję że nie mam znajomych w Moskwie :(

    OdpowiedzUsuń