poniedziałek, 26 kwietnia 2010

A tymczasem...

Zwykle z utęsknieniem czekam na wiosnę, a ona skrada się cichaczem, żeby wybuchnąć gdzieś w okolicy Wielkiej Nocy (w Polsce) i w całym swoim pięknie wystąpić w okolicach majówki. Tę wielkanocną eksplozję zazwyczaj przegapiam, w tym roku zaś w święta żadnej wiosny jeszcze nie było - było przedwiośnie, mokre, bure, zimne i paskudne. A przyjścia tej prawdziwej - jak zwykle, nie zauważyłam. Nie do zielonych listków mi było przez ostatnie dwa tygodnie :(
A ona tymczasem тут как тут. Ptaszki się rozświergotały, przedszkolaki w kałużach urządzają wyścigi statków z łupinek orzecha, trawa się zazieleniła, a widok z  okna wypiękniał nagle... Choć to ostatnie być może dlatego, że szyby zostały umyte :) Rano ulice są mokre - przejeżdżają nimi polewaczki, zmywające "koktajl Łużkowa" służący do rozmrażania nawierzchni w zimie. Myjki uliczne jadą wachlarzem w godzinach porannego szczytu, zajmując wszystkie pięć pasów, i czyszczą jezdnię, zraszając samochody, które usiłują się między nimi przecisnąć. W podwórkach unosi się zapach świeżej farby: krawężniki nabierają żółto-zielonej barwy, ławeczki błękitnieją, huśtawki połyskują soczystą czerwienią, ogrodzenia pokrywają się kolejną warstwą szmaragdu. Same, bo gastarbaiterów, jak zawsze, nie widać, wykonują swoją pracę w nocy i wczesnym rankiem, kiedy białe kołnierzyki czekają jeszcze na wyprasowanie.
Korzystając z wizyty w muzeum na Pokłonce (o tym za chwilę) zainaugurowałyśmy z Młodą sezon rolkowy. I śnieg z deszczem i grad nas nie odstraszyły. Bo słońce też wychodziło co kilka minut :) Na Pokłonce dużo jest ludzi na sprzęcie wszelakim - na rowerach do downhillingu, na dziwnych deskorolkach ze złączką na środku, na butach z rolką w podeszwie, na szczudłach do skakania - bo ścieżki są tam gładkie i wygodne, a zwykłych spacerowiczów niewiele. Znalazłyśmy przy okazji kapliczkę katolicką, synagogę i meczet. Musimy tam kiedyś pójść na dłużej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz