niedziela, 14 lutego 2010

Szewska pasja

ogarnęła mnie dziś rano, kiedy udawałam się po suweniry w związku z planowanym urlopem w PL. Udawałam się stosunkowo daleko, do Izmajłowa, na znany targ sztuki ludowej. Z dwóch powodów: po pierwsze, nie ma tam podróbek, po drugie, kupuję u wytwórcy, więc troszkę taniej, niż gdzie indziej. Ale pasja, na dodatek szewska, ogarnęła mnie o wiele bliżej, mianowicie przy niewielkim centrum handlowym po drodze do metra, gdzie odpadł mi flek, założony zaledwie wczoraj.
Buty kupowałam w listopadzie, miały więc prawo się zużyć. Zostały odniesione do mistrza dratwy, który udzielił na naprawę dwuletniej gwarancji.
Nowy flek odpadł po dobie, jak na ironię - 100 metrów od miejsca, w którym był przybijany. Drzwi zakładu były jednak zamknięte :( Na rogu istniała na szczęście konkurencyjna budka, poszłam więc tam, błagając o ratunek.
Sympatyczny człowiek zaprosił mnie do środka, zdejmując wierzchnie okrycie, żebym zmieściła się obok niego na twardej ławeczce, zdumiał się niepomiernie ceną, której zażądał jego poprzednik: pani kochana, rzecze, toż to zwariować można, pani kochana! 500 rubli, pani kochana, toż to 300 maksimum powinno kosztować, 2 lata gwarancji na takie fleki? takie fleki? no chyba że pani kochana samochodem tylko jeździ, a w butach z auta do biura, a tam zmienia, pani kochana! Pani, ale ładna zima w tym roku, wszyscy mówią, ale co tam, u nas w Tadżykistanie to -40 stopni bywa często, ludzie na bazarach pracują, to sprzeczne z prawem, zatrudniać w taki mróz prawa nie mają, ale przecież jak na swój rachunek człowiek robi, to mróz nie mróz, jeść przecież trzeba... a teraz tu na kontrakt przyjechałem, bo u nas tak: na rok zatrudniają, wzywają, podoba ci się - zostajesz, nie podoba - jedziesz do swoich, do domu, ale tam zęby w ścianę... chociaż i tam buty, buszłaty robić trzeba. Ot, pani, Kirgizka przeszła, gorący pilaw proponowała, ja jej po kirgizku odmówiłem, ja tam uzbecki, tadżycki, kirgizki - no to podobne języki są, pani kochana, i rosyjski znam też, oczywiście, o, pani kochana, tu trzeba co najmniej sześć gwoździków wbić, przecież to się nie utrzyma, pani kochana, a on dał dwa i takie szpileczki całkiem. O, to zrobiliśmy dla mocy, a teraz dla piękna - podmaluję troszkę obcasik, bo zdarty, spieszy się pani? Nie? To i dobrze, po co się spieszyć, dziś niedziela, odpoczywać trzeba. Ja? A ja to gdzie, pani kochana, w ośmiu pokój wynajmujemy, 10 metrów, to ja już wolę tu w budce posiedzieć, radia posłuchać, parę groszy zarobić, a miejsca mam więcej. No i gotowe. A zapłacić ile? A ile pani nie szkoda...
Mam więc po sześć nowych gwoździków w każdym obcasie :) Miło mi się w tej budce (wielkości dwóch budek telefonicznych) przez kwadrans siedziało, i jeszcze pochwalona zostałam, jak to z dobrym człowiekiem sympatycznie się rozmawia...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz