niedziela, 28 lutego 2010

Przez łeb

Po licznych wojażach przyjechałam właśnie do swojego warszawskiego mieszkania. Weszłam... i uświadomiłam sobie, jak cholernie za tym wszystkim tęskniłam. Za moją starą pracą, którą przecież żegnałam bez specjalnego żalu, za przedszkolem Młodej, za czerwoną ścianą w kuchni, za mamami z osiedlowej piaskownicy. Młoda rozpłakała się po wejściu do swojego dawnego pokoju: bez zabawek, drabinki do wspinania i materaca do skakania, który zdecydowaliśmy się wyrzucić tuż przed wyjazdem - wygląda okropnie pusto.
Jestem gotowa dziś napisać wypowiedzenie i wracać natychmiast do wszystkiego, co tu zostawiłam, nie bacząc na wielkie służbowe mieszkanie, na dobre zarobki, na bogate życie kulturalne, na to wszystko, co jest w Moskwie. Chcę móc odwiedzać rodziców i teściów co miesiąc, chcę wyjeżdżać z przyjaciółmi na weekend, chcę siedzieć w moim ulubionym fotelu, który sobie sama wybierałam ileś tam lat temu. Czuję się, jakbym wróciła z przydługich wakacji - a prawdziwe życie było w Warszawie.
Wiem, że za tydzień wsiądę w pociąg, bo... bo trzeba ponosić konsekwencje swoich decyzji. Znów będę chodzić do teatru, na łyżwy, może przyjdzie wiosna? Ale - zupełnie dla mnie nieoczekiwanie - wcale się z tego nie cieszę.

2 komentarze:

  1. A pracę w Moskwie masz na stałe czy na czas określony ?

    Pozdrawiam jako wierna czytelniczka ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Wiem coś o tym! Po 5 latach życia w Warszawie wróciłam do własnych czterech kątów w mniejszym mieście... Komfort psychiczny mieszkania w lokalu, o który tak się starałam i który potem powoli i pieczołowicie remontowałam i wyposażałam, naznaczając go swoją osobowością, emocjami i energią, jest bardzo duży i niewiele innych rzeczy mogłoby mi brak tego komfortu zrekompensować.

    OdpowiedzUsuń