sobota, 13 lutego 2010

Para buch!


I znów jestem wdzięczna Denisowi, który kiedyś zamieścił zdjęcie parowozu na moskiewskim dworcu. Lubimy pociągi, wszelkie pociągi. Jeździliśmy już przynajmniej połową wąskotorówek w Polsce, a i w Wolsztynie byliśmy kilka lat temu, podziwiając rozkładowe lokomotywy pod parą, dlatego natychmiast zaczęłam przeszukiwać internet z nadzieją znalezienia namiarów na wycieczkę retro. Znalazłam dość szybko firmę, która proponowała 2,5 godziny po kolejowej obwodnicy Moskwy (tzw. małej - towarowej, do tej pory nie została zelektryfikowana), jednak wycieczki te odbywały się akurat w terminie mojego urlopu i były dość drogie. Byłam gotowa skrócić urlop, ale - tym razem zupełnie przypadkowo - przeczytałam o Muzeum Kolejnictwa - i to był strzał w dziesiątkę! 

Okazuje się, że parowozem można pojechać nie tylko wokół Moskwy, ale i do starej lokomotywowni Podmoskownaja (którą to wersję wybraliśmy), i do Kołomny, i do bardziej odległych miejsc, kiedy podczepiane są wagony sypialne. Że wycieczki ruszają z Dworca Ryskiego, z którego odjeżdżają normalne pociągi do Rygi i... nic poza tym, za to jest tam swoiste centrum turystyki kolejowej: muzeum kolejnictwa, makieta kolejowa i co najmniej cotygodniowe wycieczki parowozowe. 

Ostatnie parowozy zostały wycofane w Rosji w 1980 roku. 14 lat później powstało muzeum, i to... okazało się zbyt późno! Większość lokomotyw została pocięta już na żyletki, i eksponaty trzeba było sprowadzać naprawdę z daleka. Są jednak baaaaardzo ciekawe. Muzeum ma w swojej kolekcji zarówno modele opracowane w ZSRR, jak i "trofiejne" lokomotywy niemieckie i amerykańskie olbrzymy z darów. Dowiedziałam się, dlaczego towarowe mają mniejsze koła (lepsza przyczepność, czyli można było pociągnąć więcej ton), a pasażerskie większe (rozwijały wyższą prędkość), a także, że współczynnik efektywności parowozu wynosi zaledwie 5%! Taką machinę trzeba było napełniać wodą co 2 godziny, a co 4 - ładować do niej kilka ton węgla...

Lokomotywy jednak grzecznie stały na muzealnym peronie i węgla nikt w nie nie sypał, a szkoda, bo zimno było sakramencko. Na szczęście po 40 minutach podstawiono nasz pociąg, w którym było ciepło, a miłe panie "prowodnice" proponowały herbatę. Szkoda, że w plastikowych kubeczkach, a nie szklankach z charakterystycznym pięknym metalowym koszyczkiem.... ale wrzątek do tych kubeczków nalewany był z błyszczącego stalowego czajnika :)

Ledwo zdążyliśmy wypić herbatkę, a już podjeżdżaliśmy na stację Krasnyj Bałtijsk, gdzie mieści się wciąż czynna lokomotywownia Podmoskownaja. Znajduje się tam też niedziałająca wieża ciśnień, która miała być dwa lata temu rozebrana... ale uratowali ją miłośnicy pociągów, jest też obrotnica, uruchamiana wyłącznie dla naszego parowozu wycieczkowego, bo inne lokomotywy mogą już mieć wagony przyczepiane z dowolnej strony. Przytupując i chuchając w dłonie patrzyliśmy, jak nasza machina jest przestawiana przodem do tyłu i jak nabiera wody z pompy, potem przebiegliśmy na peron, a stamtąd do jakiejś szemranej knajpy, bo wytrzymać się na mrozie nie dało (manewry trwały 15 minut, a podczas nich w wagonach nie może być ludzi).

Wróciliśmy na dworzec Ryski i postanowiliśmy zobaczyć jeszcze makietę. I nie żałowaliśmy. Makieta była ooooooooolbrzymia, był tam prawdziwy dworzec (kopia jednego z dworców Petersburga), kolejowy terminal na lotnisku, terminal paliwowy, portowy, stacja towarowa, fabryka przemysłowa z własną bocznicą, tunele i mosty. Sterowane to wszystko było komputerowo, jednocześnie mogło kursować nawet 7 składów! Można też było zobaczyć prawdziwy symulator do nauki prowadzenia lokomotywy, ktoś tam się nawet uczył. Była piękna mapa przedstawiająca plany budowy superszybkich linii w Rosji. Jedna już powstała, skracając czas niezbędny na przebycie trasy Moskwa-Sankt Petersburg z 7 do 4 godzin. Okazało się jednak, że niemieckie Siemensy niezbyt pasują do rosyjskich warunków. Po pierwsze, zamarza im automatyka sterująca np. drzwiami, po drugie, ich kabiny sterownicze są za małe na tak długie trasy (maszynista nie może się tam nawet wyprostować), poza tym, koła nie wytrzymują takich obciążeń - trasy w Zachodniej Europie mają średnio 200 km, najkrótsza rosyjska ma ich 650. Siemensy są jednak robione w Rosji, więc pewnie Rosjanie sobie wprowadzą niezbędne poprawki :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz