poniedziałek, 4 stycznia 2010

"To miasto jest przygnębiające...."

To nie o Moskwie. To Rosjanka o Warszawie. W artykule opublikowanym w stołecznym dodatku do Gazety Wyborczej. Artykuł zresztą zawiera prawie wyłącznie superlatywy, tylko na tytuł wybrano zdanie malkontentki. A ponieważ GW czytam w wersji elektronicznej, to zainteresowałam się dyskusją na gazetowym forumie, w której nie omieszkałam wziąć udziału, bo porównywano w niej rosyjską i polską stolicę. Ale że na forum nie wypada pisać elaboratów po 3000 znaków...

Byłam w paru stolicach w Europie. Każda jest jakaś. Każda ma wady i zalety, ale widziałam je jako turystka. Mieszkałam tylko w Warszawie, w której zdążyłam się przez te 13 lat zakochać, zwłaszcza, że i moim przewodnikiem po stolycy był warszawiak z "babki prababki" (bo z dziadami to już różnie bywało), który wiedzę o niej miał niemałą. Od pół roku mieszkam w Moskwie, którą...  podziwiam. I uczę się w niej żyć.

Warszawa podoba się Rosjanom, bo jej skala jest o wiele bardziej przyjazna człowiekowi, niż skala rosyjska. Omsk ze swoimi 1,3 mln mieszkańców jest prowincją, niewiele większe miasto nad Wisłą pozostaje tworem wielkomiejskim, z licznymi kawiarniami, knajpkami, bogatym życiem kulturalnym i centrami handlowymi z pretensjami do elegancji. Co prawda w Krakowie mają jeszcze lepszy stosunek kawiarni i teatrów do liczby mieszkańców, ale pozostańmy przy współczesnych stolicach :)

Architektonicznie Moskwa jest o wiele bardziej pokręcona niż Warszawa. Tu panuje najprawdziwszy misz-masz, i nawet zniszczenia wojenne go nie usprawiedliwiają (my odbudowaliśmy Starówkę, tu nie było czego burzyć). Tuż obok siebie stoją XVII-wieczne kamienice, drewniane izby, "stalinki" z cegły i bloki z lat 80-tych, kompletnie do siebie nie pasując, po jednej stronie tej samej ulicy. A blokowiska Bródna czy Ursynowa z 11-piętrowcami, zielenią i ścieżkami rowerowymi są wręcz przytulne w porównaniu z ciągnącymi się przez wiele kilometrów kwadratowych mrówkowcami, różniącymi się od siebie tylko stopniem zniszczenia elewacji.

Warszawiacy stoją w korkach, to prawda. Ale rzadko się zdarza, by dojazd z centrum do domu przekraczał 2 godziny. A nawet jeśli, to spowodowane jest to zwykle wypadkiem albo gołoledzią i następuje w godzinach 15-19. W Moskwie można stać w korku kilka godzin o dowolnej porze dnia i nocy też, bez wyraźnej przyczyny, a do standardu należy pokonywanie 26 km z centrum do lotniska Szeriemietiewo przez 5 godzin.

Komunikacja naziemna w Wawie jest faktycznie bardzo, bardzo przyzwoicie zorganizowana i oznakowana. No, ale warszawskie metro jest rzeczywiście śmieszne w porównaniu do moskiewskiego, dzięki któremu trolejbusy i tramwaje mają drugorzędne znaczenie.

No i te ceny...

1 komentarz:

  1. W kontekście Moskwy, tytuł z GW chyba baaardzo pomylony. W Moskwie zniszczeń wojennych to raczej ze świeczką szukać, a to, co cenne było i miłe dla oka, sami sowieci pilnie rozebrali w latach 30-tych.
    Faktycznie to Moskwa jest bardzo przygnębiająca, abstrahując zupełnie od cen, ze swoją skalą anty-człowieczą, kompletnie depresyjnym metrem, gdzie spacer z małym dzieckiem jest prawie niemożliwy, a szczególnie teraz, w obecnym czasie i zimą, najbardziej brudne i syfiaste na świecie samochody rozjeżdżają wszystko i wszystkich. Wszechobecny smród farb, gazu i spalin przez okrągły rok.

    Warszawskie metro jest jakie jest, nie jest duże, ale z wózkiem z dzieckiem wjedziesz do niego prowadząc jedną ręką..., o inwalidach nie wspominam nawet, - w Moskwie żadnego nie uświadczysz, bo wszyscy są skazani na niebyt lub wegetację w zakładach

    OdpowiedzUsuń