niedziela, 3 stycznia 2010

Choinka w cyrku

Trochę się spóźniłyśmy, ale co tam :)
Najpierw wyszła wróżka i pokazała, jak wołać Dziadka Mroza.
Potem wyszła Snieguroczka i znów dzieci wołały Dziadka Mroza. I wołały. I wierszem. I piosenkami.
Potem wyszedł listonosz Piecuś i powiedział, że ma telegram od Dziadka Mroza. Ale go nie odda. Bo dzieci jest dużo, a telegram jeden. Snieguroczka postanowiła kupić telegram za zagadki. Piecuś nie zgadł, mimo że dzieci mu podpowiadały, i zaczął zadawać swoje zagadki. Dzieci zgadły, chociaż był wredny i oszukiwał. Ale Piecuś zwiał z foyer na scenę, a tam już pani dyrektor Cyrku Tańczących Fontann Akwamarin go złapała i telegram o przyczynie spóźnienia Dziadka Mroza został odczytany przed całą publicznością. I zaczęło się to:

Bilety kupowałyśmy późno, więc były horrendalnie drogie. Ale w cenę wchodziły lody, jeżdżenie na kucyku, zabawy z animatorami i 2 wybrane zdjęcia (z pudlami, papugami, Mikołajem...). Bardzo spodobał nam się klaun - miał dobre serce i był prześmieszny. I papugi, które grały w koszykówkę i jeździły na hulajnodze. Natomiast siłacz, który pokazywał, jaki jest silny i jakim jest macho nie wzbudził w nas zachwytu.
Byłyśmy tam ze znajomymi i ... chyba wolę chodzić tylko z Młodą. Nikt na nikogo nie musi czekać, a ja nie czuję się odpowiedzialna za ewentualne rozczarowania. Choć dzieciaki akurat rozczarowane na pewno nie były :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz