Bury listopad to najlepsza pora na myślenie o wakacjach. Od lat nie mogłam wziąć urlopu wtedy, kiedy mnie się podobało - teraz mam taką możliwość. No i... co tu zrobić z takim szczęściem? Czy mam wykorzystać długą wizę i obejrzeć wszystkie miejsca, które inaczej obejrzeć jest trudno, na przykład góry Ałtaju?
A może pojechać na wymarzoną wycieczkę w miejsce, w którym jest ciepło i NIC nie trzeba robić?
Albo po prostu pomieszkać troszkę we własnym domu, Młodą sprzedając stęsknionym dziadkom?
W zakończonym właśnie głosowaniu sugerujecie pierwszą opcję. Mówiąc szczerze, jest ona i moim planom bliska. Ciekawe, co uda się wykombinować?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz