poniedziałek, 5 października 2009

Wersal Podmoskowia

Tak podobno nazywano rezydencję w Archangielskoje, należącą do Golicynych i Jusupowych. Rezydencja jest, faktycznie, wspaniała. Ogród wzorowany był na parku w Peterhofie, i mimo mody na ogrody w stylu angielskim - nie zmieniono go. Warto pojechać, uzbroiwszy się w cierpliwość, bo korki straszliwe. Od stacji metra do muzeum dzieliło nas może 30 km, pokonywałyśmy je jednak na marszrutce półtorej godziny. To samo było w drugą stronę.

Z ciekawostek - marszrutka okazała się tańsza, niż autobus komunikacji miejskiej, o całe 10 rubli (ok. 1 pln). Zwykle jest odwrotnie...

Było też mnóstwo młodych par, tak, że można robić przegląd mody ślubnej. I charakterków, bo były i zwiewne delikatne dzieweczki, mdlejące w objęciach wybranków, i solidne damy rozkazujące całemu otoczeniu. Ale to akurat nie jest specyfika tego parku, bo w każdym ładniejszym miejscu sukien ślubnych jest od licha i trochę, zwłaszcza w soboty.

Młodej chyba bardziej spodobałoby się położone tuż obok muzeum techniki wojskowej, ale nie zatrzymałyśmy się tam, bo ja troszkę zmarzłam, a dziecię nie prosiło.

Co do samej rezydencji: na tym samym terenie mieści się sanatorium. O ile się nie mylę, niegdyś do parku wchodzono za biletami, z których zwolnieni byli kuracjusze. Teraz gospodarze uzdrowiska otworzyli własną stronę internetową (różnią się końcówką: .ru albo .org), która wygląda bardzo podobnie do oficjalnej strony muzealnej, i wprowadzili WŁASNE BILETY dla osób z zewnątrz, mimo, że nie wydają zarobionych w ten sposób pieniędzy na np. odnawianie parkowych rzeźb. Bardzo jestem ciekawa, jak problem ten zostanie rozwiązany.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz