wtorek, 6 października 2009

Kopciuszek

Nieustająco cieszy mnie życie kulturalne Moskwy. Pieję z zachwytu, kiedy kolejny raz okazuje się, że na to przedstawienie owszem, ale za dwa miesiące, bo już nie ma biletów. Uwielbiam kilometrowe kolejki do szatni, w których ludzie, nie zdając sobie z tego sprawy, nucą muzyczny motyw przewodni spektaklu.

Tak, wiem, w Warszawie też są teatry. Wiem, i dla dzieci są. Guliwer, Lalka i Baj. Pana Kleksa grają (grali?) w Romie. Ale w Warszawie na przedstawienia dziecięce chodziłam dla dziecka. Tu - chodzę dla siebie. Nawet, jeśli w tytule jest klasyczna bajka, to nie tylko Młoda jest zachwycona. W czym tkwi paradoks? Na czym polega tajemnica "Kopciuszka" w Teatrze Operetty, że ryczałam jak bóbr przez dwie godziny, nie bacząc na kunsztowny makijaż, który zrobiłam przed wyjściem?


Może to atmosfera święta. Może to dekoracje, stroje, gra aktorów (ach, stary, śmieszny, dobry Król, ach, zakochany chłopiec, wredna Machocha). Może to wstrząsająca muzyka, grana na żywo, przez prawdziwą orkiestrę symfoniczną - teatr muzyczny w końcu zobowiązuje. Może wspomnienia z dzieciństwa - innych, cudownych, mądrych, dobrych - przedstawień, książek, bajek.

Może... może przypomnienie, że "życie to nie tylko znajomości... żadne znajomości nie pomogą, jeśli nie jesteś - dobry". Że warto wierzyć w cuda. I... dzięki takim spektaklom - powraca wiara, że cuda się zdarzają. Nie tylko w baśniach.

Tu można posłuchać, a przy odrobinie szczęścia (kodeki) nawet obejrzeć fragmenty przedstawienia.
Zdjęcie pochodzi z: http://www.mosoperetta.ru

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz