niedziela, 30 sierpnia 2009

Drugi spacer po Moskwie



Właściwie nie drugi, ale cała seria krótszych i dłuższych spacerów różnymi szlakami. Żeby poczuć atmosferę miasta, która jest nieuchwytna, ulotna, trudna do określenia. Składa się na nią mnóstwo wrażeń i odczuć, czasami skrajnie różnych. Żeby się w Moskwie zakochać, trzeba w niej pomieszkać, połazić po niej, pojeździć trolejbusem, pozaglądać na podwórka.
Miasto jest eklektyczne. Wyjątkowo eklektyczne. Nie przypomina żadnej innej metropolii, a parę ich widziałam. W jednym miejscu zobaczyć można "białokamienny" dom z XVII wieku, blok z lat 60 ubiegłego stulecia, elegancką XIX-wieczną willę, a to wszystko subtelnie podkreślone stalowo-szklanymi elementami małej architektury. Na podwórku wśród wieżowców zbudowanych pod koniec dziewięćdziesiątych ni z tego ni z owego wyrasta drewniana izba, która na dodatek znajduje się na tyłach chruszczowki.
W bramie stalinowskiej kamienicy na ulicy Twierskoj jest pałacyk z połowy XIX wieku...

Całkiem nieoczekiwanie znalazłyśmy też uliczkę, która właściwie jest drugim Arbatem - pełno na niej kawiarni, stoją kwiaciarki z różami, a na opuszczonej kamienicy powieszono reprodukcję obrazu z Trietiakowki.

I pomniki. Liczne pomniki, które można dotknąć, pogłaskać, wleźć na nie - modne są na całym świecie, w każdym mieście (rowerzysta w Poznaniu, krasnale we Wrocławiu, wojak Szwejk w Krośnie), ale tu jest ich wyjątkowo dużo. Można wsiąść do auta, którego drzwi otwiera słynny aktor Nikulin, zwieńczyć piramidę klaunów, przytulić się do Wysockiego... Zresztą, następny wpis będzie o cmentarzu - tam to dopiero są pomniki...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz