wtorek, 7 lipca 2009

Delfinarium



Podobno mieszkańcy Atlantydy tak pokochali swoje miasto, że kiedy zostało ono pochłonięte przez morze nie zechcieli go opuścić i zamienili się w delfiny.
A może to banda okrutnych piratów została za swoje grzechy zamieniona w morskie ssaki i w ramach zadośćuczynienia ratuje teraz ludzi, którzy przypadkowo wpadną w morskie odmęty...
Nie wiadomo.
Wiadomo tylko, że delfiny, a raczej ich dalecy przodkowie, rzeczywiście kiedyś mieszkali na lądzie, a woda dopiero później stała się ich żywiołem.

Młoda jeszcze w Polsce zbierała wszelkie pieniądze poniewierające się po domu, niezależnie od nominału, na "delfinki", ponieważ w ramach pozytywnego nastawienia do wyjazdu i pozostawienia kolegów z przedszkola miała obiecane wspólne z nimi pływanie.

Tak, tak, popływać z delfinami można w Moskiewskim Delfinarium. Tylko że, po pierwsze, to kosztuje koszmarne pieniądze (ok. 600 pln), po drugie, nie wpuszczają dzieci, które nie umieją pływać i mają mniej niż 10 lat, a po trzecie, nie jestem pewna, czy delfinarium mi się spodobało. Jakieś takie było... peerelowskie.

Ponieważ Młoda nie mogła popływać, postanowiłyśmy zwierzątka obejrzeć na przedstawieniu. Usłyszałyśmy śpiewającą samicę morsa (prawdziwa śpiewaczka operowa, obdarzona znakomitym poczuciem humoru), zobaczyłyśmy, jakie obrazy potrafi malować waleń, i podziwiałyśmy wspaniale zgraną parę delfinów. Tyle, że...

... że w delfinarium trochę śmierdzi chlorem, ściany pomalowane są farbą olejną, akustyka pozostawia wiele do życzenia, a trybuny wokół basenu umiarkowanie nadają się na widownię. Wszędzie też sprzedają baloniki na hel, oczywiście w kształcie delfinów i oczywiście w cenie, która przeraża.

No i zdjęcia nam nie wychodziły, ale to już kwestia moich umiejętności i możliwości mojego aparatu....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz